„The Guardian”: taktyka van Gaala niemal doprowadziła do buntu piłkarzy

Jakub Mikuła
Zmień rozmiar tekstu:

„Jak to się stało, że menedżer Manchesteru United zdobywa Puchar Anglii, potem zostaje wybuczany przez pokaźną grupę kibiców i przychodzi na konferencję prasową tylko po to, by wysłuchiwać pytań na temat medialnych doniesień o jego rychłym zwolnieniu?” – pyta Daniel Taylor, dziennikarz „Guardiana”.

Artykuł Daniela Taylora – treść oryginalna

Mimo wszystkich grzechów van Gaala, wyjście na jaw takiej informacji w momencie, gdy jego garnitur nadal był wilgotny od lejącego się strumieniami szampana, było ciosem poniżej pasa. Malejąca popularność Holendra prawdopodobnie może być odzwierciedlona przez sobotnie przyśpiewki „José Mourinho” na Wembley Way i wielu przystankach Metropolitan Line, ale żaden menedżer nie zasługuje na takie traktowanie. Odkąd sir Alex Ferguson 3 lata temu odszedł na emeryturę, w jego buty próbowało wejść 2 szkoleniowców i van Gaal, podobnie jak David Moyes, dowiedział się o swoim losie od „swoich przyjaciół w mediach”. Oczywiście nie nazwał ich tak na poważnie.

Ma prawo czuć, że powinien zostać potraktowany z większą godnością, ale trudno kłócić się z decyzją United, gdy dwuletnia kadencja van Gaala stała się synonimem mdłej, prozaicznej piłki odznaczającej się najgorszymi strzeleckimi statystykami na przeciągu ponad ćwierćwiecza i skali rozczarowania w szatni, które nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że Holender cieszył się zaledwie minimalną sympatią zawodników.

Często był określany przez nich jako pracowity. Cenili jego taktykę tak nisko, że niektórzy z nich dyskutowali między sobą otwarte sprzeciwienie się mu. Ostatecznie pewna granica nie została przekroczona i nie doszło do buntu, ale momentami niewiele do tego brakowało. Zgodnie twierdzono, że „nie może być już znacznie gorzej”.

Menedżer nie musi być lubiany, ale musi być szanowany. Mimo że zdarzały się chwile, gdy piłkarze byli pozytywnie nastawieni do van Gaala i nawet cieszyli się z jego towarzystwa, jego surowe, momentami czysto szkolne podejście działało na nich jak papier ścierny. Zawodnicy uznali jego metody za ograniczające. Pytali, dlaczego człowiek z tak imponującym doświadczeniem jest tak oddany tak odpychającemu stylowi gry. Kibice prosili o powrót „United way” – ofensywnego, awanturniczego futbolu, rozgrywanego na dużej prędkości – i tak jak piłkarzy zabolało ich to, że van Gaal odmówił.

W zespole panowało nerwowe przekonanie, że nietrzymanie się sztywnego systemu van Gaala grozi wydaleniem z zespołu. W ostatnim sezonie ciągłego mówienia o „procesie” i „filozofii” oraz wygodnego ignorowania uprzednich obietnic o tym, że wszystko zatrybi już po 3 miesiącach, United strzelili o zaledwie 1 gola więcej niż 17. w lidze Sunderland, zespół, który spędził 237 dni w strefie spadkowej. To najbardziej „aoglądalne” United, jakie pamiętam i istnieje wiele przykładów przedstawiających to, jak poszanowanie zespołu dla van Gaala stopniowo malało.

Van Gaal miał w zwyczaju przeprowadzać „spotkania ewaluacyjne” dzień po każdym meczu. Miał wtedy okazję być szczerym do bólu w swojej krytyce. Jedno ze źródeł twierdzi, że Holender „ukrzyżowałby piłkarzy naprzeciwko siebie”. Dwóch najbardziej doświadczonych zawodników, Wayne Rooney i Michael Carrick, udało się do van Gaala, twierdząc, że te spotkania działają szkodliwie na morale zawodników i w rezultacie są autodestrukcyjnym doświadczeniem.

Van Gaal, trzeba mu to oddać, zawsze był skory do wysłuchania skarg i zachęcał swoich zawodników do zabierania głosu, ale nie poprawiło to złej atmosfery. Od tamtej pory zaczął wysyłać piłkarzom indywidualne e-maile, w których opisywał ich błędy i dołączał do nich ilustrujące je pliki wideo, by podkreślić swoje niezadowolenie. Wielu piłkarzy było tym tak rozczarowanych, że ignorowało te wiadomości lub usuwało je bez czytania. Van Gaal to przewidział i zadbał o to, by mógł sprawdzić, czy wiadomości zostały odczytane i jak długo pozostawały otwarte. Przypominało to zabawę w kotka i myszkę. Z czasem niektórzy piłkarze zaczęli otwierać te wiadomości na swoich komórkach, odkładać je na bok i zamykać po 20 minutach.

Doszło do tego, że wielu zawodników traktowało przerwy reprezentacyjne z ulgą i widziało w nich szansę gry w spokojnej atmosferze, daleko od menedżera, którego nigdy w pełni nie rozumiało i którego uważało za dziwaka.

David de Gea z pewnością nie będzie miło wspominał swojej relacji z van Gaalem, która załamała się do tego stopnia, że Hiszpan poważnie naciskał na transfer w letnim oknie transferowym. De Gea właśnie został piłkarzem sezonu w United po raz 3. z rzędu i bez niego klub prawdopodobnie straciłby znacznie więcej niż 15 punktów do mistrza kraju. Jego wysoka forma tuszowała kiepskie relacje z van Gaalem. Hiszpan miał też problemy z dogadaniem się z Fransem Hoekiem, trenerem bramkarzy, ale Mourinho może wyperswadować mu odejście z klubu.

Perspektywa utraty de Gei, prawdopodobnie na rzecz Realu Madryt, reprezentuje przygniatające niepowodzenie United, zwłaszcza że mowa o jednym z niewielu piłkarzy zespołu, reprezentujących najwyższą klasę sportową. Z drugiej strony, nie tylko Paul Scholes, Rio Ferdinand, Gary Neville i wszyscy inni eksperci, którzy byli kiedyś piłkarzami, sugerują konieczność przeprowadzenia masowej czystki. Wielu ludzi na Old Trafford jest tego samego zdania. Ilu zawodników trzeba się pozbyć? „90%” – twierdzi jedna z ważniejszych osób po dłuższym namyśle.

Bardziej niż wszystkiego innego piłkarze chcą wrócić do tego, co uważają za normalne. Dla przykładu Ashley Young poczuł się otumaniony i lekko przerażony, gdy dowiedział się, że została mu powierzona rola rezerwowego napastnika. Young był jednym z lepszych zawodników United w zeszłym sezonie, a później został przeniesiony z naturalnego sobie lewego skrzydła na bok obrony. Nigdy nie był napastnikiem, zwłaszcza w takim ujęciu, jakie preferuje van Gaal. Napastnicy United zostali poinstruowani, by właściwie za każdym razem robić to samo: kontrolować piłkę, przekazać ją dalej, udać się w pole karne i czekać na podanie. Skrzydłowi dowiedzieli się z kolei, by nie wdawać się z pojedynki jeden na jeden z obrońcą i poczekać na wsparcie bocznego obrońcy.

To wszystko pomaga zrozumieć, dlaczego van Gaal miał obawy co do tego, czy Gareth Bale, długoterminowy cel Eda Woodwarda, pasował do jego zespołu. Holender mówił na Wembley o potrzebie posiadania „szybkich, kreatywnych graczy”, ale mowa o menedżerze, którzy na jednej ze swoich pierwszych konferencji prasowej stwierdził, że „nie chce, by piłkarze działali intuicyjnie”. Zabrzmiało to tak nadzwyczajnie, że towarzyszący mu dziennikarze musieli przewinąć nagranie, by sprawdzić, czy się przypadkiem nie przesłyszeli.

Z takim rodzajem klubowej organizacji nie powinno być niespodzianką, że Ángel Di María nie zdołał zaaklimatyzować się na Old Trafford i został sprzedany do Paris Saint-Germain. Memphis Depay również rozczarowuje, a jego pewne siebie zachowanie niespecjalnie idzie w parze z tym, co pokazał w swoim debiutanckim sezonie na Wyspach. Gdy popełnił błąd, który doprowadził do wyrównania przez Chelsea w końcówce zremisowanego 1:1 lutowego meczu na Stamford Bridge, następnego dnia został zesłany do rezerw. Na mecz przeciwko Norwich City U-21 przyjechał rolls-royce’em i niespecjalnie przejął się ostrzeżeniami, że może się to na nim źle odbić. W klubie cieszy się jednak pewną sympatią. Za kulisami uznaje się, że powinno mu się dać drugą szansę, jako że może odbudować się pod wodzą innego menedżera.

Ogólnie rzecz biorąc, nie ma wątpliwości co do tego, że transfery van Gaala przyniosły w większości spore rozczarowanie. Anthony Martial stanowi oczywisty wyjątek, ale Holender wydał 250 mln funtów i jak na takie wydatki nie spełnił oczekiwań.

W tym sezonie Bastian Schweinsteiger wystąpił od początku w zaledwie 13 meczach ligowych i stało się jasne, dlaczego Bayern pozwolił mu na odejście. Niemiec rzadko mógł liczyć na noty wyższe niż 6/10, a jego niezgrabne występy nie były jedyną przykrą niespodzianką dla kolegów z zespołu. Schweinsteiger przez dużą część sezonu był kontuzjowany, a jego zwyczaj wracania do Niemiec i przylatywania do Anglii jedynie na mecze, był postrzegany delikatnie mówiąc źle.

Schweinsteiger mógł liczyć na specjalne traktowanie przez van Gaala, ponieważ ten widział w nim kogoś, kto wcieli w życie jego założenia taktyczne. Z podobnego powodu Holender tak bardzo ufał Marouane’owi Fellainiemu. Belg był zazwyczaj najmniej lubianym przez kibiców piłkarzem, ale van Gaal doceniał to, że Fellaini pokornie stosował się do jego poleceń, gdy inni zawodnicy palili się do sprzeciwienia się im i wykazania własnej inicjatywy.

Jedną z najgłupszych instrukcji van Gaala było polecenie napastnikom, by nie strzelali z pierwszej piłki po podaniach w pole karne. W zamian dostali wytyczne, by przyjąć piłkę nawet w sytuacjach, gdy czuli się na tyle pewni, by oddać strzał na bramkę. Przykładowa sytuacja wcielenia tej zasady w życie pochodzi z meczu inaugurującego sezon, gdy Valencia posłał płaskie dośrodkowanie w kierunku niekrytego w polu karnym Tottenhamu Rooneya. To była raczej łatwa sytuacja dla 30-latka, ale ten przyjął piłkę, jak przykazał van Gaal. Niemal kosztowało to Man Utd zdobycie bramki, gdyż Kyle Walker był tuż za nim, ale, na szczęście dla van Gaala, obrońca „Kogutów” interweniował na tyle niefortunnie, że zaliczył samobójcze trafienie. Wracając na własną połowę, Rooney wyglądał na zakłopotanego.

Z czasem zawodnicy zaczęli ignorować tę zasadę, narzekając, że powinno się dać im możliwość samodzielnego myślenia. Z drugiej strony, anegdota o graczu, który poprosił klubowego kucharza o ugotowanie mu kilku jajek, bo nie potrafił zrobić tego sam, sugeruje, że kilku piłkarzy jednak potrzebowało prowadzenia za rękę.

Z innych źródeł wiadomo, że piłkarze byli tak sfrustrowani instrukcjami van Gaala, że wzięli sprawy w swoje ręce i powiedzieli mu, że chcą grać po swojemu. W rezultacie gra jednego z piłkarzy znacznie się poprawiła.

Stało się także jasne, że wielu piłkarzy chciało, by nowym menedżerem Man Utd został Ryan Giggs, jako że w ich przekonaniu lepiej niż Jose Mourinho rozumie klub i jest mniej prawdopodobne, że po jakimś czasie popadnie w konflikt z zespołem. Intryguje to, czy Giggs pozostanie na Old Trafford czy zdecyduje się odciąć pępowinę, jako że przynajmniej na razie ominie go rola, którą Ferguson i inni chcieli, by przejął.

Zdanie Giggsa na temat prowadzenia drużyny przez van Gaala jest prawdopodobnie zbliżone do opinii Neville’a i Scholesa, jego bliskich przyjaciół. Ostatnie 2 lata dla niego jako asystenta menedżera były nadzwyczaj dziwne. Wychowany na starych zasadach United, musiał trzymać się zupełnie innego sposobu myślenia, nie chcąc posłać statku na mieliznę.

To po części wyjaśnia, dlaczego Giggs przestał udzielać wywiadów, gdy przychodziło do rozmawiania o zespole i dlaczego często wydawał się być wyraźnie stłumiony na ławce rezerwowych. W każdy czwartek United grali na treningach mecz 11 na 11, a rolą Giggsa było ustawienie jednej z drużyn w formacji stosowanej przez najbliższego rywala i rozmowa na temat stałych fragmentów gry. Poza tym nie miał wiele do powiedzenia w sprawach taktyki i nie zdołał przekonać van Gaala do zmiany stylu gry na bardziej ofensywny.

United w tym sezonie strzelili 49 goli w lidze. Ich dotychczasową średnią w erze Premier League było 76,4 bramki. Nie byli tak mało produktywni w ataku od sezonu 1989/90, gdy wywieszono niesławny baner „Tara Fergie„. Wystarczy zauważyć, że w 3 sezonach od odejścia Fergusona Man Utd zdołał strzelić łącznie 175 goli, czyli o 81 mniej niż Manchester City i dokadnie tyle samo, ile zespół Fergusona w… 2 ostatnich sezonach Szkota.

Na pewnym etapie sezonu United mieli na koncie więcej podań do tyłu niż jakikolwiek inny klub Premier League, najniższy w lidze procent podań do przodu i ex aequo drugi największy procent podań do boku. Zaliczyli najwięcej zwycięstw 1:0 i najwięcej bezbramkowych remisów. Ich łączna liczba celnych strzałów, 430, to dopiero 15. wynik w lidze. W dodatku tylko 3 zespoły BPL: Watford, Aston Villa i WBA – wykreowały mniej szans bramkowych.

Van Gaal nadał nowe znaczenie sławnemu powiedzeniu „piłka nożna, cholera jasna”. W zeszłym sezonie United zanotowali najgorszy start rozgrywek ligowych na przeciągu ostatnich 25 lat. Wtedy piłkarze winą za to obarczyli opracowane przez van Gaala przedsezonowe przygotowania w Los Angeles, które porównali do pięciogwiazdkowego obozu jenieckiego. Codziennie od 8:30 do 22:30 musieli się liczyć z podwójnymi sesjami treningowymi, różnorakimi spotkaniami i kolacjami złożonymi z jednego tostu. Był to zły początek i pomimo zdobycia FA Cup brutalna prawda jest taka, że van Gaal absolutnie nie będzie na Old Trafford wspominany z sentymentem.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze